Wszystko w Naszym życiu było zaplanowane: zaręczyny, ślub, zakup domu. Któregoś dnia po prostu pomyśleliśmy „chcemy dziecko”, „ jesteśmy gotowi”. Nawet imiona dla ewentualnej córki lub syna mieliśmy wybrane 3 miesiące przed tym, jak zaszłam w ciążę. Od tego momentu wszystko szło gładko, a ciąża książkowo, czułam się kwitnąco i nie rozumiałam jak koleżanki mówiły, że porodu nie da się zaplanować. A szpitalny plan porodu? Przecież tam wszystko zaznaczam, czego chcę, a czego wolałabym uniknąć.
Byłam w 32 tygodniu ciąży, kiedy otrzymałam informację, że muszę leżeć, bo jest ryzyko porodu przedwczesnego. Byliśmy z mężem przerażeni. Jak to? Przeciez tego nie planowaliśmy.
Całe życie byłam przekonana że chce rodzić sama, bez męża, bo niby po co ma się przyglądać, skoro będę zapewne w kiepskiej kondycji. Zaczęliśmy chodzić na szkołę rodzenia dość szybko, bo w połowie ciąży, jak tylko dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli syna. To nieco zmieniło nasze postrzeganie porodu, nie tyle że spotęgowało strachv- bo w ogóle o nim nie myślałam, ale stwierdziliśmy, że będzie to poród rodzinny.